O tegorocznych maturach rozmawiamy z Iwo Wrońskim, dyrektorem Zespołu Szkół Ogółnokształcących im. J. Słowackiego STO w Krakowie.
Jak się czuje dyrektor, który jest w szkole od 5 rano?
Oko leci (śmiech). Na szczęście mam świetną kadrę, nie muszę codziennie przychodzić o piątej. Rozdzielamy pracę między cztery osoby, które wcześnie rano odbierają pakiety egzaminacyjne.
Tegoroczna matura była inna niż wszystkie?
To moja piętnasta matura w roli dyrektora i nie różniła się od pozostałych tak bardzo, jak mogłoby się wydawać. Bardziej rok szkolny był nietypowy, niż sama matura. Na pewno czerwcowy termin egzaminów odbiega od normy, ale moim zdaniem to nic złego. Od dawna uważam, że uczniowie mogliby pisać matury już po zakończeniu roku szkolnego, dzięki czemu oszczędzilibyśmy sobie gonitwy w ostatniej klasie.
Procedury i wytyczne zdały egzamin?
Od lat CKE słynie z tego, że procedury dotyczące egzaminów są bardzo precyzyjne, zupełnie inaczej było z wytycznymi GIS-u, które wzbudzały wiele wątpliwości. Mimo to dość sprawnie poradziliśmy sobie z organizacją. Jako fizyk mam wprawdzie wątpliwości czy 1,5-metrowy dystans może nas chronić przed wirusem przez 180 minut, ale z drugiej strony – gdy wychodzę ze szkoły i widzę, co się dzieje w mieście – to warunki podczas egzaminu są wręcz szpitalne. W Krakowie wielu ludzi porusza się komunikacją miejską bez masek, nie mają ich też w kawiarniach i restauracjach.
Ale maturzyści musieli przyjść w maskach i stać w odpowiedniej odległości od siebie. Trudno było ich powstrzymać przed witaniem przyjaciół?
Maturzyści lubią się witać, ale pamiętali o zasadach. Podczas matur wystarczyło jedno słowo czy wskazanie ręką i nawet jeśli ktoś się zapomniał, to natychmiast się poprawiał. Tu chciałbym młodzież pochwalić, bo uczniowie zachowywali się bardzo odpowiedzialnie.
Czy ta cała „sanitarna” otoczka nie była dla nich stresująca?
Bardziej stresujące były dla nich momenty gdybania, czy matura w ogóle się odbędzie. Przede wszystkim młodzieży kamień spadł z serca, że mogli ten egzamin wreszcie napisać. To długie trzymanie w blokach startowych na pewno nie było korzystne, dlatego cieszą się, że to już za nimi.
Gdy poznaliśmy terminy matur, uczniowie się uspokoili. Wcześniejsze niewiadome – czy będzie matura, a jeśli tak to jaka, z częścią ustną czy bez – działały na nich wręcz depresyjnie. Na miejscu ministerstwa ogłaszałbym decyzje znacznie wcześniej, nawet podawał warianty. Przykładowo, że w zależności od rozwoju sytuacji egzamin odbędzie się np. w czerwcu lub w sierpniu. Tej niepewności, którą ministerstwo zafundowało maturzystom, na pewno bym im oszczędził.
Rodzice denerwowali się razem z dziećmi?
Byli dużo spokojniejsi od momentu, gdy ogłosiliśmy, że mimo zakończenia roku szkolnego będziemy nadal prowadzić zajęcia dla maturzystów. Pisali do nas z każdego miejsca, dziękując że szkoła z taka troską podeszła do tego tematu. Wyobrażam sobie, że w szkołach, w których rok szkolny skończył się w kwietniu, niepokój rodziców był większy.
A nauczyciele? Przed maturami spali spokojnie?
Wbrew pozorom, dla nauczycieli matura może być chwilą przyjemności, zwłaszcza jeśli mają poczucie, że zrobili wszystko co mogli, by przygotować uczniów. Tym razem nauczyciele nadzorujący matury mieli lepsze warunki do pracy niż zwykle. Szkoła nie funkcjonowała, byli tylko maturzyści. Nauczyciele w spokoju, nieobciążeni innymi zadaniami, mogli skoncentrować się na egzaminach. Bardziej będą się stresować przez ogłoszeniem wyników, bo wtedy zawsze lekka adrenalina się pojawia (śmiech)
Zdaje się, że są pewni swego – w środę na szkolnym profilu napisaliście, że czekacie na 100-procentowe wyniki.
(śmiech) Napisaliśmy tak przed częścią podstawową egzaminu z języka angielskiego. W naszej szkole średni wynik z tej części to ponad 95 procent, maksymalny wynik nie jest rzadkością. W części rozszerzonej bezbłędnie napisany egzamin to już nie tak częste zjawisko.
Ale nie skupiałbym się tak bardzo na wynikach 100-procentowych. Pamiętajmy, że w Polsce egzaminy nie są standaryzowane, a egzaminy w kolejnych latach mogą się różnić stopniem trudności. Nie jesteśmy w tym względzie Anglią czy Niemcami. Dlatego w danym roku może być trudniej o uzyskanie 80 procent poprawnych wyników niż o 100 procent rok wcześniej lub później. Stąd porównywanie wyniku do wyników innych piszących ten sam egzamin jest bardziej uzasadnione niż ocena wyniku bez właściwego punktu odniesienia.
Jako dyrektor zespołu szkół, ma Pan jeszcze przed sobą egzamin ósmoklasisty.
Teoretycznie łatwiejszy. Matura to cały dzień spędzony w szkole, egzamin ósmoklasisty jest pod tym względem mniej wymagający. Trwa krócej, dzieci wychodzą już po dwóch godzinach. O ile jednak maturzyści bardzo się z tym pilnowali, o tyle ósmoklasiści mogą mieć problem z zachowaniem dystansu społecznego. Zwykle dość spontanicznie się witają, a ten rok niestety nie sprzyja takim przejawom sympatii. Z przykrością będziemy musieli przypominać uczniom o obowiązujących zasadach.