Społeczne Liceum Ogólnokształcące STO
ul. Ligonia 12
46-203 Kluczbork
Od kilku dni trwają matury próbne. Zdaniem Beaty Bednarskiej, dyrektora Zespołu Szkół Ogólnokształcących STO w Kluczborku, tegoroczny egzamin to dla uczniów nie tylko okazja do sprawdzenia swojej wiedzy, ale także do spotkania z przyjaciółmi.
Dyrektor Bednarska przyznaje, że pandemia wpłynęła na samopoczucie i zachowania uczniów: „Maturzyści w tym roku okazują radość w umiarkowanym stopniu. Zachowują się bardziej dojrzale, dorośle. Widać, że są trochę przygaszeni” – mówi.
Zachęcamy do przeczytania całego wywiadu.
Wywiad z Beatą Bednarską, dyrektorem Zespołu Szkół Ogólnokształcących STO w Kluczborku
W niektórych szkołach próbna matura odbywa się zdalnie. Wasza szkoła przeprowadza egzaminy stacjonarnie.
Zanim postanowiliśmy, że przystąpimy do testu w wersji stacjonarnej, zapytaliśmy o opinię uczniów i rodziców. Wszyscy opowiedzieli się za tym, żeby egzamin odbył się w szkole. Chęć przyjścia do szkoły, spotkania ludzi, objawia się nie tylko w tej sytuacji. Kiedy tylko pojawia się okazja do dodatkowych, stacjonarnych konsultacji, uczniowie zawsze są za. To dla nich okazja do podtrzymania relacji z przyjaciółmi i nauczycielami.
Oczywiście dla nas, dyrektorów i nauczycieli, ten egzamin to także źródło ważnych informacji. Dowiadujemy się, na jakim etapie przygotować są uczniowie i czy dobrze radzą sobie w sytuacji egzaminacyjnej, której towarzyszą dodatkowe procedury.
Jakie są Państwa oczekiwania związane z tegoroczną maturą? Przygotowania nie są łatwe.
Staramy się utrzymać poziom z poprzednich lat. Próbna matura pozwala nam sprawdzić efekty zdalnego nauczania, możemy ocenić czy wszystko funkcjonowało dobrze.
Po dwóch egzaminach (j. polski, matematyka – przyp.) jesteśmy bardzo usatysfakcjonowani. Z egzaminu z języka angielskiego uczniowie też wyszli zadowoleni, choć rzuca się w oczy to, że maturzyści w tym roku okazują radość w umiarkowanym stopniu. Zachowują się bardziej dojrzale, dorośle. Widać, że są trochę przygaszeni.
Skutek pandemii?
Tak sądzę. Wychowawczyni tegorocznych maturzystów potwierdza, że uczniowie stali się w krótkim czasie bardzo poważni, świadomi i odpowiedzialni. Nie ma w nich tyle entuzjazmu, co wcześniej. Nie było studniówki, ominęły ich inne ważne wydarzenia szkole. Każdego dnia wydaje się, że zegar przed maturą tyka coraz głośniej. Mają takie poczucie, że szkoła się kończy, a oni spędzili ze sobą w ostatnim roku tak mało czasu.
Widać, że im siebie brakuje. Przykładowo, w naszych procedurach maturalnych wskazaliśmy miejsca, w których uczniowie mogą oddać telefony i poczekać na wejście do sali egzaminacyjnej. Zalecaliśmy, by przychodzili pół godziny przed egzaminem. Wiem, że przychodzili dużo wcześniej – po prostu po to, żeby pobyć ze sobą. To pokazuje, że dla młodzieży ważny był nie tylko sam test, ale też spotkanie. W takim gronie spotkają się ponownie dopiero na maturze.
Matura to dla nich koniec szkoły i zarazem początek czegoś nowego. Czy maturzyści w pandemii mówią o swoich planach, marzeniach?
Jeden z naszych uczniów chciał wziąć udział w dzisiejszym teście, ale nie mógł się pojawić, bo rodzina trafiła na kwarantannę. To pokazuje tym młodym ludziom, że w każdej chwili może wydarzyć się coś, co przyblokuje ich dalsze działanie. Co z tego, że zaplanowałem, skoro los zrządzi inaczej? Co z tego, że wybiorę określony kierunek, jeśli mogę nie dotrzeć na egzaminy z ważnych dla mnie przedmiotów?
Uczniowie obawiają się takich sytuacji i one wpływają na ich myślenie o przyszłości. Niektórzy mają dodatkowo trudne doświadczenia rodzinne związane z pandemią. To wszystko sprawia, że maturzyści są z jednej strony bardziej przygaszeni, a z drugiej bardziej dojrzali i refleksyjni. Szybciej wydorośleli.
W tym czasie przydałoby się im wsparcie dorosłych.
To młodzi ludzie, większość z nich nie ma za sobą wielu trudnych sytuacji życiowych. Jeśli dorosły – wychowawca, czy rodzic – nie zaoferuje im swojego czasu, ci młodzi ludzie zostaną sam na sam z pesymistycznymi komunikatami.
Jeśli rodzic od zawsze rozmawiał ze swoim dzieckiem, to teraz też będzie to robił. Jeśli nie miał dla dziecka czasu, to niestety w czasie pandemii może być podobnie. Tak samo jest ze szkołą. Jeśli w szkole nie rozmawiało się z dziećmi, uczniowie nie przychodzili do nauczycieli z problemami, to szansa na zmianę w tak trudnym okresie jest mała. Jeśli relacje z nauczycielem były zawsze dobre, to teraz uczniowie opowiadają mu o swoich problemach. W takich szkołach jak nasza – kameralnych – o te bliskie relacje jest łatwiej. I wiem, że nauczyciele są dla uczniów oparciem.